Rap Genius Polska
A Better Tomorrow - recenzja
W ostatnich dniach do życia obudziły się dinozaury. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach uczucia są mieszane. Z jednej strony wierni fani będą bronić nad życie dzieła idoli, nawet jeśli to skamieniały syf. Z drugiej malkontenci nie uznają za wartościowe czegokolwiek od zespołu, który umieścili już w muzeum (lub czasem na wysypisku historii).
Jak jest w wypadku premiery ostatniego albumu legendy grupowego rapu z Nowego Jorku? Czy skład, który zainspirował i nadal inspiruje tysiące innych artystów ma rację bytu po 21 latach od zawiązania się? Rozłożę to na czynniki pierwsze, a tymczasem...
"It's the ODB kid, once again coming through your area
And I'm going to tell you one time, you gon' looooove thiiis"
Oczywistym było dla mnie, że nie można A Better Tomorrow porównywać do debiutu sprzed dwóch dekad - sam rap, a i kultura hip hop zmieniły się od tego czasu diametralnie. Trudno jednak powstrzymać się od zestawienia z wydanym 7 lat temu albumem 8 Diagrams. Dla przypomnienia: dla RZA'y był to czas eksperymentów zarówno w kwestii beatmakingu (widać starania w celu dopasowania się do ówczesnych trendów), jak i rapowania, którego z jego strony pojawiło się niespodziewanie dużo. Kolejnym zdziwieniem była spora liczba featów. Wszystko to złożyło się na inny niż znany do 8 Diagrams obraz grupy. Moim zdaniem A Better Tomorrow stanowi racjonalną ewolucję obranej na poprzednim albumie drogi - dobre czynniki zostały rozwinięte, a gorsze ukrócone, co strawia, że ABT jest płytą o klasę lepszą od poprzedniczki.
Przed wydaniem płyty fani zarzucani byli informacjami o niesnaskach w grupie, kłótniach o kasę, ścieraniu się gigantycznych ego... Jak jednak powiedział Raekwon w Daily Show u Jona Stewarta - Wu to rodzina, która mimo kłótni stanie razem. Taka, która w tym co robi jest MVP, co daje nie tylko priorytety, ale i obowiązki - tworzą trendy i aktywizują hip hop. Dlatego nie mogą zawiesić rękawic na kołek. O tym głównie jest ta płyta.
Rzadko mi się zdarza rozpocząć słuchanie od pierwszego kawałka, ale "Ruckus", to dla fanów Wu słowo-klucz. Okazało się to świetną decyzją "Ruckus In B Minor" to intro idealne. RZA stworzył kolejne dzieło na swoim najwyższym poziomie... i oddał je Rickowi Rubinowi do dopieszczenia. Efekt na prawdę powala - mało jest producentów z taką umiejętnością godzenia klasyki ze świeżością. Jeśli chodzi o rap... to Wu-Tang. To jak tekstem bawią się tu Inspectah Deck, czy Ghostface Killah tworzy na twarzy sporego banana.
Jak w dobrym filmie akcja po początkowym trzęsieniu ziemi tylko wzrasta. Dostajemy więc ponure i klimatyczne "Felt", motywujące "40th Street Black / We Will Fight" ze świetną sekcją dętą i zwrotką RZA'y, który na tym polu zalicza wyraźny progres w stosunku do wyczynów sprzed 7 lat. W sumie przy takiej różnorodności artystów każdy kawałek niesie w sobie tematycznie coś ciekawego - smaczki dla fanów Wu, jak i świeżość i najwyższą jakość dla słuchaczy rapu w ogóle.
Przejdźmy zatem do kwestii bardziej technicznych. Zwrotki na płytę dali wszyscy żyjący członkowie Clanu. Każdy cieszy się wielkim uznaniem i sukcesami w karierze solowej - dlatego jeśli doda się wspominane już przeze mnie ograniczenie raperskich zapędów RZA'y, który wyraźnie jednak odstaje na tym polu od reszty, mogliśmy w ciemno mieć pewność, że dostaniemy to, co w tej muzyce najlepsze. Punche Method Mana, rzeczowa nawijka Raekwona... każdy ma tu coś do zaoferowania - zobaczcie tytułowy kawałek. Nawet śpiewane refreny (kiedyś nie do pomyślenia) pasują tu idealnie - najlepszym przykładem hook Nathaniela w kawałku "Ron O'Neal"
Warstwę muzyczną najlepiej podsumuje tocząca się po podłodze szczęka. RZA, Mathematics i 4th Disciple wykorzystali swoje umiejętności w 100%. To Wu-Tang muzycznie zupełnie inny niż ten z lat 90. - w większości pozbawiony tego brudnego, undergroundowego sznytu. Nie znaczy jednak, że w jakimkolwiek stopniu gorszy. Każdy zabieg producencki na tej płycie, czy to odwołanie do chlubnej tradycji, czy spojrzenie w przyszłość, poparty jest olbrzymim doświadczeniem i bardzo przemyślany. Wykorzystanie sekcji dętej, organów, chóru, wokalnych sampli, czy żywych wokali - wszystko mi tu pasuje. Idealnym przykładem jest tu hołd dla klasyka Dusty Springfield "Son Of a Preacher Man" zawarty w kawałku "Preacher's Daughter" - Clan na gitarowym samplu z sekcją dętą wyszedł świetnie.
Podsumowując - nie mam wątpliwości, że album ten zajmie zasłużone wysokie miejsca w podsumowaniach tego roku. Mam jednocześnie nadzieję, że na kolejne dzieło ekipy z Shaolin nie będę musiał czekać 7 lat... Wracając do początku i cytując Method Mana: Still number one