[Część I]
[Zwrotka 1]
Twoi fani muszą kochać, całować cię w stopy
Nalatać się z tematem, by ci oddać parę złotych
Ziomek, jak chcesz mieć na drzwiach siekiery i kopy
To przypucuj się Popkowi, że masz klocka do zamoty
Mnie też nie interetete twe życie prywatne
Ale gdy modyfikujesz siebie Pawle, ja się martwię
"Co się dzieje z Popem?" – pytają chłopaki
"Po co mu oczy demona i te podwieszane haki?"
Kto dissował Firmę? Kto dissował Ciemną Strefę?
Jak nie wiesz, co to diss, to zapytaj Wikipedię
Jebane brednie – "okradłem złodzieja"?
Gdy ci małolaci całowali ci zarobek z kierman
W Krakowie zawinąłeś mandżur nad morze
Krzyżyk od rodziny P bez żalu na drogę
Kroczyłem własną, odbiłem sam z niczym
A za tą odzież JP powinniśmy ich naliczyć
Ja, ty i Pomidor – co z tego mieliśmy mordo?
Wszyscy razem pracowaliśmy na to firmowe godło
Kiedy oni A6 zajeżdżali pod apartamenty
Ja chodziłem z bólem brzucha, nie mając nawet na skręty
Daruj se brechty, legalna praca nie hańbi mnie
Ty też zaczynałeś od łopaty w Londynie
Jak nie kumasz, czemu odbiłem od wacków
Wytłumaczę ci chłopaku na kolejnym tracku, ej
[Refren 1]
Pojebało się od hajsu
Masz marketingowy zastój
Kto bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień
Jaki masz interes w tym, by sprowadzić mnie na dno?
Rozumiem, miałeś zły nastrój
Podkręcony przez tych błaznów
Zadaj pytanie, czy stoisz po stronie prawdy?
Weź zbastuj, nikt ci tu nie bije brawo
[Zwrotka 2]
Pawle, stary kocie, po co wpierdalasz się do tego?
Dałeś wiary propagandzie Morskiego i Bladego
Czemu nie spytałeś mnie, czemu odbiłem od nich
Ja cię szanowałem, a ty knujesz od tygodni
Wiem, masz mnie na liścia, w klatce wypadłbym cienko
Ale na tych bitach nakurwiam jak Fiodor Jemieljanienko
Odebrałem, potargałem tą depeszę
Póki co to mamy sierpień, smok już się nie podniesie
Na szczęście od lat nie muszę latać na kieszeń
Zrozumiałem, że nie warto, na legalu pnę się
Szara eminencja Firmy bez inwektyw
Na czele stał ten koleś, co miał parcie na obiektyw
Wiesz, że to lamus, my widzieliśmy peronkę
On nigdy, nawet raz nie był karany dołkiem
Gdy ty rabowałeś Londyn, ja znałem klasykę
Legnica dała mi szkołę, wiesz, że dobrze znam ulice
Straszysz mnie fanami, których i ja wychowałem
A prawdziwi fani mają na to wyjebane
Chyba zapomniałeś, że tu chodzi o muzykę
Mnie się nie obawiają, mnie szanują ulice
Robię takie klipy, o jakich możesz pomarzyć
Słyszę, jak przez ciebie przemawia naiwność i zawiść
Okazałem wam szacunek w "Żyję zamiast polec"
Pokaż mi, gdzie tam był kurwa wbity bolec
[Refren 1]
Pojebało się od hajsu
Masz marketingowy zastój
Kto bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień
Jaki masz interes w tym, by sprowadzić mnie na dno?
Rozumiem, miałeś zły nastrój
Podkręcony przez tych błaznów
Zadaj pytanie, czy stoisz po stronie prawdy?
Weź zbastuj, nikt ci tu nie bije brawo
[Część II]
[Zwrotka 3]
Kto komu pierze mózgi, mówi o elegancji
Pseudoprawilniaku, mistrzu dezinformacji
Zapomniałeś, jak przez ciebie oszukani ziomki
Waliłeś im do sypy drugie tyle mąki
Stary numer z rękawicą – zbiłeś tak fortunę
Lecz nigdy nie miałeś gestu, żydziłeś każdą złotówę
Ja milczałem aż do dzisiaj, pieniądze – drażliwy temat
Skoro mnie oczerniasz, innej możliwości nie mam
Racja, czasem pożyczyłeś mi floty
Dawno jesteśmy kwita – nie zapominaj o tym
Niewolniku, co cię naprawdę boli?
Pamiętam, jak mnie wystawiłeś wtedy tam na Woli
Mi się pierdoli? Chłopino, przestań pieprzyć
Ty piszesz na mnie diss, co my jesteśmy dziećmi?
Wylewasz jakieś żale za czasów małolata
Choć wiesz, że... nieraz miałeś we mnie brata
[Refren 2]
Na niejednego gościa mówię brat
Na tego tu na wolności, na tego zza krat
Tamci sprzed lat są jak kat
Bo choć sami nie są idealni, nie tolerują wad
[Zwrotka 4]
Ja chciałem hajs do łapy, dwulicowa chimero?
Dwa tygodnie puchy – z ciebie się złodzieje śmieją
A prawdziwi wiedzą, gdzie leży prawda
Ty polityku o prawdomówności Donalda
Nadworny historyku, nie brak ci talentu
Ale od dwunastu lat w rapie żadnych postępów
Używasz podstępów; ja nosiłem ci hajs?
Nie byłeś mi wspólnikiem nigdy – urojona baśń
Już nie pamiętasz, czemu chodziłem pusty?
Bo z JP nic nie miałem, płaciłem wam za koszulki
Jak miałem do was żal, ty śmiałeś mi się w twarz
Wymyśliłem Ganja Mafię, nagle pojawił się Hash
Utworzyłem markę, zacząłem się rozwijać
Miałem ci się opłacać? Możesz dostać w ryja
W bawełnę nie owijam, odpierdol się ode mnie
Bo się za ciebie wezmę solidnie i konkretnie
[Refren 2]
Na niejednego gościa mówię brat
Na tego tu na wolności, na tego zza krat
Tamci sprzed lat są jak kat
Bo choć sami nie są idealni, nie tolerują wad
Na niejednego gościa mówię brat
Na tego tu na wolności, na tego zza krat
Tamci sprzed lat są jak kat
Bo choć sami nie są idealni, nie tolerują wad
[Część III]
[Zwrotka 5]
Posłuchaj mnie ty bucu, raz na zawsze zamknij mordę
Co było między nami, mogłeś uszanować godnie
Teraz tu wylewasz brudy, rzucasz gównem jak stajenny
Zaraz szybko wytłumaczę, że nic ci nie jestem krewny
Nie powiem – byłeś mi przyjacielem nieraz, nie powiem – mogłem na ciebie liczyć nieraz
Ale gdy potrzebowałem tam pomocy w walce, odjebaliście flopa posrani na ławce
Mi jadą – ty z nimi jarasz, ty mnie bronisz – los cię pokarał
Bo ci sami ludzie chcieli was dojechać; chciałeś pomocy, gdy strach na plecach
Tak szydzę, gdy pajacujesz klauna – Morski, może niebawem nawet Batman
Uwolnić orkę, garaż z kopa, kurwa, co za idiota, on ma downa
Srasz się, gdy marzysz o ekipie, palisz frana zakłamany typie
Milczenia zmowa – niemocna strona, srasz się po Polsce do mnie w telefonach
Nasza rozmowa na Skypie to była tylko formalność
Wiedziałeś od dawna – chciałem odbić w chuj, odbić w chuj
Złość sięgnęła zenitu, gdy odwiedziłem wasz magazyn
A tam wisi podkoszulek Ganja Mafii, na nim chuj
Na nim chuj namazany, ja nie chcę już być z wami
Pseudo-ziomami, co mi jadą za plecami; czuję ból
Kocham Firmę, dziecko, ojciec już nie wróci
Będę nosił ciebie w sercu, nie zawiodę cię wśród ludzi
Zwinąłem ciuchy – oddałem nadawcy, mój dług wynosił koło trzech tysięcy
Obiecałem – oddam co do złotówki, ustalmy Romek rozżycia warunki
Ty milczysz – ja milczę, nie grasz moich zwrotek – ja milczę
Nie paplasz – ja milczę, to było proste, nie udało ci się
[Przejście]
Złamałeś każdy punkt, gdy ubliżałeś mi
Na koncertach jeden buch, ja za to liczę ci
Zachowałeś się jak ciul, chciałeś zadać mi ból
Kłamałeś jak z nut, gdy sprzedałeś ten dług
[Zwrotka 6]
Wasz ziom – Roman Bosski – sprzedał ten śmieszny dług, ta
Ktoś miał wziąć z tego procent, nie oszczędzać mych nóg
Tak się składa, że ja i on to ziomki, prawdę zdradziłem mu
A to człowiek z charakterem, mówi: "Kali, jesteśmy kwita, piona"
[Przejście]
Sam widzisz obrotniaku – nie należę ci nic
Trzeba było porozmawiać, mogłeś sam zadzwonić
Ciągle kopałeś dołki, oczerniałeś mnie wśród braci
Nawet jeśli nie ja, to los za to ci odpłaci
[Część IV]
[Zwrotka 7]
Gdzie były twoje zasady w przeciw podróbą kampanii
Chciałeś cywilne sprawy dla tych, co handlowali ubraniami
Z literami JP ideologii nie ukradli
JP w sercu im się pali – to kochali nasi fani
Gdy zakładaliście biznes, zapomnieliście o mnie
Bo Tadkowi byłem winny jakieś śmieszne pieniądze
Od tego są ziomki, od tego, by pożyczyć
Gdy ci gaśnie słońce, nie masz na kogo liczyć
Dziękuję wszystkim ludziom, co pomogli w trudnych chwilach
Przepraszam! Jeśli kogoś zawiodłem, to mi wybacz
Nie jestem ideałem, nie próbuję nim być
Ale nikt nie będzie mówił mi, jak i gdzie mam iść
Kiedy nie czuję przyjaźni, to odbijam
Skoro ona umarła, to nie była prawdziwa
Chodzi o pieniądze, nie zgadza się – rozumiem
Kiedy przeistoczyłeś się w taką złotówę?
[Refren 3]
Wiem, że liczyłeś na to, że się nie podniosę
Wiem, że cię boli, wiesz, że nigdy nie przeproszę
Jesteś dla mnie martwy, nie wielbię cię co niedzielę
Myślałem, że jesteś moim przyjacielem
Wiem, że liczyłeś na to, że się nie podniosę
Wiem, że cię boli, wiesz, że nigdy nie przeproszę
Jesteś dla mnie martwy, nie wielbię cię co niedzielę
Myślałem, że jesteś moim przyjacielem
[Zwrotka 8]
Zwinąłem swój dobytek do samarki włóczykija
Poszedłem w stronę słońca, ciągle wierząc w przyjaźń
Za mną to miasto – Kraków – na zawsze kocham
Czeka na mnie nieznane; boso, ale w ostrogach
Skąd ty możesz wiedzieć, co robiłem w kryminale?
Pewnie od moich wrogów, co ich wtedy miałem
Co ty możesz wiedzieć o zasadach w kryminale?
Przecież nigdy tam nie byłeś, tylko o nich słyszałeś
Zakoduj se Romanie – nigdy tobie nie wybaczę
Za to propagowanie tych kłamliwych przeinaczeń
Za to, że ludzie, których szanuję prosto z serca
Nie wiedzą już, co myśleć, boś ich sprytnie ponakręcał
Się nie ukrywam, wiadomo, gdzie mnie znaleźć
W końcu wszystko poodkręcam, przywrócę ksywie chwałę
Pamiętaj, że me długi to moja sprawa
Nie wiesz, co mówią o tobie – nawet nie chcę powtarzać...
[Refren 3]
Wiem, że liczyłeś na to, że się nie podniosę
Wiem, że cię boli, wiesz, że nigdy nie przeproszę
Jesteś dla mnie martwy, nie wielbię cię co niedzielę
Myślałem, że jesteś moim przyjacielem
Wiem, że liczyłeś na to, że się nie podniosę
Wiem, że cię boli, wiesz, że nigdy nie przeproszę
Jesteś dla mnie martwy, nie wielbię cię co niedzielę
Myślałem, że jesteś moim przyjacielem
[Zwrotka 9]
Jestem hipokrytą? Weź chłopaku odbij
Kiedyś jebałeś psy, dzisiaj jesteś porządny
Śmieszny, co za heca, ratowałeś mnie od pieca?
Se poleciałeś ładnie, fantazjujesz, tak se wkręcaj
Zapomnij o mnie, najlepiej raz na zawsze
Jadziesz nienawiścią, ja cię w imię prawdy karcę
Pozdrowienia od mej ekipy ze śląska
Ganja Mafia już na zawsze – nie podzieli nas forsa
(Nie podzieli nas forsa, nie podzieli nas forsa)
(Nie podzieli nas forsa, nie podzieli nas forsa)