[Tekst piosenki "TREBUSZ: RZUCAM KAMIENIE / EWANGELIA O KOŃCU"]
[Część 1: RZUCAM KAMIENIE]
[Intro]
Ta, ta, ta, ta, ta
[Refren]
Ile znaczą moje słodkie obietnice?
Że od jutra kończę z tym na wieków wiek?
I posprzątam wszędzie tam, gdzie nabrudziłem
Bo nie chcę, by takim pamiętano mnie
Ale proszę, nie wierz mi
Mi nie wybaczaj, nie otwieraj drzwi
Kiedy wrócę przepraszać, choćbym błyszczał i lśnił
Choćbym pachniał i płakał, bo gdy zajrzysz na strych
Tam jest nadal bałagan
Miotam kamieniem jak trebusz
Po nim czuję się jak Jezus, Magdalena i Mateusz
Piszą o mnie Ewangelię, jak tańczyłem z tym diabelstwem
Rzucam kamienie jak trebusz (Ohooo)
Po nich czułem się jak Jezus, Magdalena i Mateusz
Piszą o mnie Ewangelię, jak kończyłеm z tym diabelstwem
Nie pamiętam więcеj grzechów…
[Zwrotka 1]
Albo mam dziury w baniaku
Jestem tu jak trebusz pośród katapult
Rzucam kamieniami, to aż zwalam z nóg
Ona mi zwala, ona wyzwala mnie z ciała
Latam jak biały kruk, ona biała jak duch
Z nią zgubiłem się w tym klubie, w dzikim tłumie
Ludzi, tu jak mrówek pipidówek
Ona jest mi muzą, ona jest mi instrumentem
Zabiera mnie z tej miejscówy, bo to ze mną chce dzisiaj przeciągnąć strunę
Mówi, że jej fajnie i w ogóle
Prosi, byśmy teraz mówili już tylko czule
Boi się, że tego nie zrozumiem, ale sugeruje
Byśmy rzucili te kule i wrócili znów na buszek
Mówię, że spróbuję, choć nie wiem, czy umiem
W razie co nie będę za złe miał, jak sobie pójdziesz
Trochę popłynąłem, ale stoję wciąż na burcie
Choć faluje, mogę Tobie to zadeklarować na mały paluszek, ale…
[Refren]
Ile znaczą moje słodkie obietnice?
Że od jutra kończę z tym na wieków wiek?
I posprzątam wszędzie tam, gdzie nabrudziłem
Bo nie chcę, by takim pamiętano mnie
Ale proszę, nie wierz mi
Mi nie wybaczaj, nie otwieraj drzwi
Kiedy wrócę przepraszać, choćbym błyszczał i lśnił
Choćbym pachniał i płakał, bo gdy zajrzysz na strych
Tam jest nadal bałagan
Miotam kamieniem jak trebusz
Po nim czuję się jak Jezus, Magdalena i Mateusz
Piszą o mnie Ewangelię, jak tańczyłem z tym diabelstwem
Rzucam kamienie jak trebusz
Po nich czułem się jak Jezus, Magdalena i Mateusz
Piszą o mnie Ewangelię, jak kończyłem z tym diabelstwem
[Część 2: EWANGELIA O KOŃCU]
[Zwrotka 2]
Ten to jest as, Krystyna wbiła na noc
Jej dupa działa jak as-piryna na zjazd, albo na nos
Irigasin, Rinopateina, odradzanie - właśnie tak zaczynam
Umieranie - właśnie tak kończę, czytam se porady z Hyperreala
Nie wiedziałem, czemu tak pędziłaś, po tym to się nie chce nawet dymać
Gardziłem, aż zajebałem w końcu, dalej gardzę, ale teraz coś mi świta
Marta, Madzia, Arla, Apetina - z nimi fajna, ale dziwna przyjaźń
Tak ceniłem w życiu mym samotność, teraz od cip tłoczno muszę je omijać
Tak chroniłem moralny kręgosłup, teraz plecy krzywe, no i psycha krzywa
Anioł mówi: "Typie to się prostuj", diabeł mówi: "Typie trzeba zmyć naczynia"
Polubiłem robienie porządków, ja pozmywam, Ty, kochanie, odkurz
Pisałem trip raport dla Neurogroove, nie wiem czemu wyszła z tego płyta
Rzucam te gówno jakby ktoś pytał, na Tidale, YT i Spotifye
Stadion ziomków ma to na głośnikach, tłum słuchaczek ma to na słuchawie
Co napisze o tym jakiś pismak, co napisze o tym pismaczyna
Dla raperów to jest nad nimi bat, a ja mam na PR wyjebane
Mój fan to nie nisza, to elita, mają w pale co się klika, gościu
Nie zatańczą pod to na TikToczku, ich życia to ambitniejszy taniec
Aniżeli twój w ostatnim roczku, jeśli tam gdzie byłeś, stoisz dzisiaj
Aniżeli mój w ostatnim roczku, jeśli wierzysz, że jedynie ćpałem
Pierdol wszystko, czego się domyślasz, pierdol wszystko, co na Instagramie
Tamte robią sobie z życia konkurs, kto tu kogo najlepiej okłamie
Kumam to, że potrzebujesz wzorców, sam się kiedyś w wielu wpatrywałem
Ale nie ma co z nich robić bożków, ten prawdziwy nie jest na online'ie
Przyjdź na koncert, widźmy się na joyku, mordziu, właśnie w tym się zakochałem
Nie w platynach, w ociekaniu w złotku, a w tym, że zmienić tym coś potrafię
Kto by ile nie dał mi pieniążków, kto by za to mi nie zrobił gały
Nie oddałbym za nie żadnej z rozmów, jeśli opowiesz mi o poprawie
Którą możesz poczuć po tym krążku i choć trochę Cię zmotywowałem
Pora dla niej coś tu zrobić w końcu, sorry jeśli psuję Ci zabawę
Wpadło w to za wielu moich ziomków, wpadło w to za wiele koleżanek
Obwiniają za to swoich ojców, obwiniają za to swoje mamy
Robią z siebie wraki i ofiary, przecież w nos Ci nikt nie wpycha grudki
Mojej łajbie takich los nie dany, z Tytanika nie zrobię powtórki
Nie chcę wydać na taki świat syna, któremu po szyjach kryśka spływa
Co nie ma pobódki by wstać z wyra, co nie wierzy w zmianę i odpuścił
Nie chcę wydać na taki świat córki, przecież byłby ze mnie marny father
Jak podrośnie to się na mnie wkurwi, że zrobiłem mało albo wcale
Co ja mogę sam taki malutki, co się patrzysz ty lepiej pomóż mi
Zanim utoniemy w morzu durni, co wyznają Malika Montanę
Którzy oglądają każdą galę, płacą twórcom ustawianych kłótni
Za aferki i pajacowanie, za ich trolling i za ich solówki
Plazmy na ich ścianach więcej cali mają, aniżeli książek na regale
Żyją stale jakby na kolanie, śpią na jawie, jawnie lecą w kulki
Nie pomoże na to nam różaniec, nie pomoże na to płacz w poduszki
Nie pomogą na to afirmacje, nie pomogą na to krasnoludki
Nie pomoże na to ich jebanie, spróbowałbym bardziej atomówki
Podnieść z gleby pizdę i koparę, zapierdalaj nim cię wszamią skutki
Stu milionów lęków, traum i fobii, które przekazał Ci w spadku rodzic
Jesteś tutaj, bo masz to przerobić, nie chcę wierzyć w to, że świat mi wrogi
Jak czujesz, że musisz, to się popisz, kurwa, mocny ma być komentarzyk
Ma mnie dotknąć, kurwa, ma mnie dobić, ma mnie zgnębić, kurwa, ma mnie zabić
Zdążyłem się na to uodpornić, ale także na wazeliniarzy
Lizanie i obrabianie dupki, w dupie mam to, czy się ktoś obrazi
Song co więcej, ma niż dwie minutki? I tak pewnie do końca nie sprawdzisz
Więc nawet nie mamy o czym mówić, weź tej, kurwa, jaki słuchacz, jacy znawcy?
Ale ja nie jestem takim Adim, bym ci tego nie umiał wybaczyć
Łypię sobie okiem na parapet, patrzę, jak mi się rozwija mój rozmaryn
Nie od razu stał się pięknym kwiatem, a więc rozumiem, że każdy ma swój timing
Może taki nam jest zapisany, mało kto zdoła zrozumieć cudze walki
Gdy już wreszcie żem się na coś przydał i na moment z biedy się wyrwałem
Patrzył na mnie wzrokiem zazdrośnika każdy, kogo w przeszłości olałem
(Śmierć) wisi nade mną jak gilotyna, a ja na niedzielę planowałem grilla
(Śmierć) patrzy na mnie czarnymi oczyma (Śmierć) która myśli, że się jej obsrałem
Świeczek dla niej naprodukowałem, nie chcę skończyć jak ostatni frajer
Jak ostatnia cipa, która mówi, że już nie zażywa, ale jutro znów odpali
Po owocach poznasz nie po czynach, nigdy nie wierz ślepo w żadną z gadek
A jak widzisz to, że ktoś przegina, to mu zabierz talerz, wyślij na terapię
Moje ćpanie to nie uciekanie - tak mówiłem, nim się w to wjebałem
Ale pracą poprzedziłem każdą zwałę, choć na trzeźwo też powstało parę
Traczków, Learnhowtohustle mówił mi, że tak przećpam talent, he
Osądzi nas Bóg, w czym pomaga twoje ocenianie?
Moi mili, moje miłe, przyznajmy to trochę pojebane
Czemu sumy tak nas poróżniły, czemu różnimy się ilorazem
Ile znaczą słowa, ile czyny i jaki nam z tego wyszedł wynik
Stanowimy tu rodzinę i jak w każdej się kłócimy czasem
Gdy klepsydry już przesypią piasek i wrócimy tam, skąd pochodzimy
Żeby podumać ze starym nad tym ile sensu miały te konflikty
O tym co nam w banie wlał Azazel, czy podoba nam się ten obrazek
Co żeśmy zmalowali na kartkach, czy możliwe nazwać je białymi?
Co to znaczyć ma, że mam złą karmę, czemu w takich bagnach się rodzimy
Czemu kogoś starzy mają kasę, czemu ktoś ma wędkę, a ktoś ryby
Ile w stawie zdołam puścić kaczek, gdy już kamień rzucić się odważę
Po co komu taki drogi pasek, czemu drażni nas, że ktoś jest inny
Czemu brać niż dawać nam jest łatwiej, co uczyniło nas tak próżnymi
Po co szpan Ci autem i zegarkiem, na co nam to gówno materialne
Na chuj tego tyle gromadzimy, nie ma na to miejsca w mej świątyni
Myślę o tym, gdy chadzam cmentarzem pośród tych, co dawno już się odrodzili
Zanim powiesz mi, że Adi błazen, który wierzy w coś, czego nie potwierdzili
Wiedz, że ja się za to nie obrażę, też wyśmiałem kiedyś tych, co odkleili
Się za bardzo z mojej perspektywy, ale teraz wiem, że oni też to zbyli
Myślę o tym, gdy się chadzam lasem i skuma to z czasem ten kto wszamie grzyby
To dla wszystkich, co przytrebuszyli, to dla wszystkich, których też skreślili
Pora im pokazać, że za wcześnie, znieś tę beczkę z ciebie, znieś te drwiny
Ziomek, nie po to mamy kończyny, by je wkładać do nocnika w szczyny
Jeśli słuchasz jeszcze, dzięki piękne, idą czasy lepsze, w nich się zobaczymy
Obiecuję, ale...
[Refren]
Ile znaczą moje słodkie obietnice?
Że od jutra kończę z tym na wieków wiek?
I posprzątam wszędzie tam, gdzie nabrudziłem
Bo nie chcę, by takim pamiętano mnie
Ale proszę, nie wierz mi
Mi nie wybaczaj, nie otwieraj drzwi
Kiedy wrócę przepraszać, choćbym błyszczał i lśnił
Choćbym pachniał i płakał, bo gdy zajrzysz na strych
Tam jest nadal bałagan
Miotam kamieniem jak trebusz (Ohooo)
Po nim czuję się jak Jezus (Ohooo), Magdalena i Mateusz (Ohooo)
Piszą o mnie Ewangelię, jak tańczyłem z tym diabelstwem
Rzucam kamienie jak trebusz (Ohooo)
Po nich czułem się jak Jezus, Magdalena i Mateusz
Piszą o mnie Ewangelię, jak kończyłem z tym diabelstwem (Ohooo)
Nie pamiętam więcej grzechów…