WWO
Wielcy bandyci
[Zwrotka 1: Juras]
Impreza na domówce, wszyscy znają się od dziecka
Wiadomo, że nie wchodzi w rachubę akcja niemiecka
A jednak w towarzystwie była rura
Gospodarz łapie orient, że zginęła mu komóra
Kurwa, co to za chora akcja
Wszyscy szukają zguby po mieszkaniu, konsternacja
Racja, przecież nikt z nas nie okradłby kolegi
Dobra, niech dalej trwa libacja
Jeden z gości mówi, że za ostro się najebał
Chłopaki poszli odprowadzić go na trzepak
On jednak nalegał, że chce już wracać do domu
Jeden z drugim ziomuś postanowili mu pomóc
Godzina późna, ulica mrokiem zasnuta
Chłopaki odprowadzają pijaka z buta
Okolica piękna, to śródmiejska galeria
Kiedy już się żegnał, to wypadła mu bateria
Ojej-ja! Ups! To nie serial "Na Wspólnej"
Za zachowanie podłe karą kopy na mordę
Parszywą mordę gamonia z Noakowskiego
Czy to prawda, że okradłeś przyjaciela swego?

[Zwrotka 2: Koras]
I co? Nasrałeś do miski, z której jesz
W ten sposób sam siebie przerżniesz jak ten leszcz
Co bez sumienia swego przyjaciela opierdolił
Przeszedł cię dreszcz, ja nie będę się tym głowił
Pomimo wyboi, okoliczności wyjątkowych
Są rzeczy, których się nie robi
Nie masz zasad, skurwielu
Ja nie przebywam wśród pojebów bez reguł
To z mojej strony. Ty nad tym deliberuj
W położeniu ścieku, parteru, ścierwo bez charakteru. Komu?
A zaczęło się niewinnie: na jebaniu w swoim domu
Własnej dupie telefonu
W końcu swych przyjaciół, kurwo
Jeszcze śmiesz powiedzieć: ziomuś?
Patrzę w oczy, spluwam, odbijam, złość odczuwam
Brak kompromisu, zejdę ci z odcisku
Tylko wtedy, kiedy będziesz grał fair na boisku
[Refren]
Oni okradają dziewczyny, rodziny
Koleżków własnych zaproszeni na ich urodziny
Masz tu jazdy chore, przedstawione w rymach
O tym, jak fiucina chciał znajomych wydymać
Prawą rękę w stringach swej maniurki trzymał
A lewą jej z torebki zawijał hajs na przypał
Co byś se pomyślał na temat tych kondonów?
(Wielcy bandyci, złodzieje telefonów)

[Zwrotka 3: Sokół]
Jedyne co potrafisz, to wyczyścić klawisz
Sztuce, która chciała się zabawić
Z tobą i po wszystkim śpi
A teraz ty patrzysz na jej opaloną dupkę
Czeszesz jej szuflady, popijając jej rodziców wódkę
Ty to masz klasę. Młody bóg. Nocny klub
Zajebałeś znów dwie samary znajomych sztuk
Masz kasę już z portmonetek ich, cóż
I Nokię w różowe kwiatki, chuj
Masz na wódkę i na siatki
Kto załatwi? Dzwonisz z jej karty
O ile pre-paid, bo bilingi to nie żarty
Jesteś szczurem w tej hierarchii
W której chciałbyś być królem
Ja nie chcę cię ośmieszać
Bywaj zdrów, szkoda słów
Jak widziałeś, że ktoś z twojej bandy słabnie
Nie podałeś mu dłoni, tylko rzucałeś na pożarcie
Odcinasz się, bojąc, że i tobie to zaszkodzi
Ja tylko widzę, nie jestem, kurwa, by cię sądzić
Lubię patrzeć ci głęboko w oczy
Kiedy wchodzisz gdzieś, gdzie jestem
Gdy przechodzisz lubię patrzeć się przez ciebie
Jakbyś był powietrzem
Dobrze, jeśli to tylko jest błąd młodości
Wiele szuj i hien, witam was w rzeczywistości
Uśmiechając się, wpierdalają cię do kości
Bez pardonu. Ta sama rasa - szczurki bez honoru
Jak syczące pierdnięcie z niedziewiczej dupy
Pseudo bandyci wielcy, żywe trupy
Elo
[Zwrotka 4: Juras]
To co, że nawijam do wszystkich brudnych kundli
Którzy na melanżach okradają swoich kumpli
Tylko szczekają, jacy to są charakterni
A gdy ziomek nie widzi, to szperają mu w kielni
Wierz mi, ludzi poznasz po czynach a nie po słowach
Jak ktoś sra do swego gniazda, to bomba atomowa
Prosto w ryj i kij w dupe
Trzeba odcinać od siebie kurwy zatrute
Traktować z butem lamusów bez litości
Jak w tej opowieści wyrwanej z zamętu
I bez happy endu na faktach opartej
Mówiącej jak zwykle prawdę

[Refren]
Oni okradają dziewczyny, rodziny
Koleżków własnych zaproszeni na ich urodziny
Masz tu jazdy chore, przedstawione w rymach
O tym, jak fiucina chciał znajomych wydymać
Prawą rękę w stringach swej maniurki trzymał
A lewą jej z torebki zawijał hajs na przypał
Co byś se pomyślał na temat tych kondonów?
(Wielcy bandyci, złodzieje telefonów)