[Zwrotka]
Zawsze byłem ja versus ćpanie i ten grass
I na zawsze będę ja versus każdy jeden z was
Jestem pojebanym typem, bo nie myślę, jak myślicie
W chuju mam twoją ekipę
Na trakach i tak masz lipę
Siedzę ciągle tak i piszę
Bo oddałem się muzyce
Nikogo więcej nie słyszę
A mam bardzo dobry słuch
I to czuć, jestem między samobójstwem i pisaniem tobie "wróć"
Jestem niedaleko ciebie, razem ze mną idzie mróz
Nie mam pojęcia, czy zmienię się, stale dokładam prób
Jeśli, kurwa, jutro umrę, przyjdź i napluj na mój grób
Nie do wytrzymania ból – z nikim nie dzielę na pół
Daj mi spokój, po dziurki w nosie idiotów
A ja idę jak w amoku – w końcu odnalazłem sposób
Rozpierdolę w przyszłym roku – lepiej, żeby byli gotów
Bo mogę zostawić w szoku ich
Nie zamyka mi się pysk, na tracku od Polski bit
Czuję się, kurwa, jak mistrz
Nie stawaj na drodze mi – w zasadzie najlepiej wyjdź i nie wracaj
Radość przynosi wypłata i nic poza nią
Czytam między linijkami, bo wszystko ma drugie dno
Nigdy nie ukryję skąd jestem dalej tutaj, ziom
Jestem dalej tutaj, bo
Wychowało mnie to miasto, tu nagrałem pierwszy song
Nie wiem, czy umiem wyjechać i czy powiem kiedyś "stop"
Lecę sam na nowy blok
Lecę sam na nowy blo-o-ok
[Refren]
Zawsze byłem ja versus pierdolony ja
Zawsze byłem ja versus pierdolony świat
Zawsze byłem ja versus ćpanie i ten grass
I na zawsze będę ja versus każdy jeden z was
Zawsze byłem ja versus pierdolony ja
Zawsze byłem ja versus pierdolony świat
Zawsze byłem ja versus ćpanie i ten grass
I na zawsze będę ja versus każdy jeden z was
Zawsze byłem ja versus pierdolony ja
Zawsze byłem ja versus pierdolony świat
Zawsze byłem ja versus ćpanie i ten grass
I na zawsze będę ja versus każdy jeden z was
Zawsze byłem ja versus pierdolony ja
Zawsze byłem ja versus pierdolony świat
Zawsze byłem ja versus ćpanie i ten grass
I na zawsze będę ja versus każdy jeden z was
[Zwrotka]
Ciągle, kurwa, tylko więcej tematu
Nie chcę być taki
Mam w klatce piersiowej braki – cokolwiek to nie znaczy
Demon mówi: "Weź to napisz" – a potem najaraj baki
I lepiej dzwoń po samary, bo inaczej nie dasz rady
Całkiem rozjebany myślę, czy kiedyś powróciła ta pani
Jeszcze nie jestem przegrany, choć ostatnio same straty
Nic poza tym, ale im nie gadam nic, bo są, kurwa, nie kumaci, czaisz?
I tak bardzo chciałbym, ale nie umiem się zabić
Chyba brakuje odwagi i nie mogę zranić mamy tym
Dym wciągam do płuc, przykułem do samotności także luz
Życie połamało kości i wyjebało na bruk
Muszę, kurwa, zrobić sam to, no bo nie liczę na cud
Ale cóż, ciągle trud mam na głowie
Gibon za gibonem, kreski za kielonem, papieros za papierosem
Inaczej tego nie zniosę (czaisz?)
[Zwrotka]
Czego, kurwa, chcesz?
Jestem młody, gubię sen i gotówkę
Diabeł w moim lustrze mówi: "Marcel, bywa różnie, ale wszędzie tam, gdzie pójdziesz, ja za tobą też tam pójdę"
I tak dopóki nie umrzesz
Trzyma moją duszę i oblewa ją benzyną
Życie to jest kino – zajebałem w kinol, znowu przekłamałem miłość
I to, kurwa, tą jedyną
Czuję, kurwa, jakbym zginął
Chciałbym płakać w bluzie Vlone
Zawsze tylko żyłem chwilą
Moment uniesienia minął i strasznie się porobiło
Nienawidzę chodzić spać, bo mam ciągle koszmary
Paranoje, stany niewytłumaczalne, czemu tak się boję zmiany?
[Bridge]
Jestem nieprzygotowany
Dotykasz mnie jak aksamit
Jak cię mogłem znowu zranić?
Wszystko w kurwę pojebane
I niestety znowu wstałem
I żyję tak jak za karę
Nie chcę patrzeć na zegarek, tylko chcę zarobić na nie
Dopóki tu jestem dalej – taki los sobie wybrałem
I dopiero zrozumiałem to jak taśmy nagrywałem
[Refren]
Zawsze byłem ja versus pierdolony ja
Zawsze byłem ja versus pierdolony świat
Zawsze byłem ja versus ćpanie i ten grass
I na zawsze będę ja versus każdy jeden z was
Zawsze byłem ja versus pierdolony ja
Zawsze byłem ja versus pierdolony świat