Nie mam zajęcia, weny, myśli przez dwadzieścia cztery wersy
To zapieprza samo gdzieś mi, jakimś cudem siema tekścik
Oh gagadku, przez te zwiechy to się siebie boję wiesz
Bo offline jak chuj i przez pół dnia sam już nie wiem co jest pięć
Wszystko na raz, a nie że tnę to gdzieś tam na cztery - osiem
Bez jebania, i może jestem już ciut za szczery może
Jak tniesz nara, i się zamknij lepiej sam na cztery-osiem
Bo to siara, gówno, chłam możliwe nawet, nie wiem gorzej
Niektórzy dają rady choć sami nie dają rady
Ratunek na straty spisuje się świetnie, odporny jestem na wykłady
Wykładam zdecydowanie, biegle na nie, uważam że są dość mocno przeceniane, wiem wiem
Winy prawie nigdy nie widzę w sobie naprawdę
Ciężki charakter to może przepiszę go na kartkę
Poznaje pannę jakąś i żyje chwilą ziom
W sumie ponoć to było nic, lecz to nic to było coś, chyba
Zapominam o tym stary, wyjebane, żyje dalej w szyje dalej wylewane tyle baniek ty
Widzę same plusy tego #cmentarz muszę uciec gdzieś sam, skruszyć niebo w bletkach
Rzeczywistość jest nie do przyjęcia czasem tu i sobie z nią nie radzę w chuj czasami
Zanim się ogarnę to coś tracę znów (to coś tracę znów)
Żeby patrzeć z góry musiałbym być w chuj, wysoki #Yao Ming
Typowy seba, piłka w grze, nie siadaj, zrobisz jajo ty
Nic poza zasięgiem, lecę, wzbijam ponad to
Latam tak że ściągają mnie na dysk i pytają jak lot
Wspaniale, choć latam sam, mogę okazać się kluczem
Czasem gdy odlecę mam wrażenie że już nie wrócę
Susem muzykę w plejerze odpalam i się gibam
Lece szybciej dzięki niej niż pozwala mi fizyka
Poddać się, cokolwiek, nara, bo wiem że przebiję przez to
Chociaż łamie mi się wiara, serce, a jedynie nie głos
Coraz częściej mi się starać nie chcę i przewinę też to
Na ławeczce skończyć, gorsze jest to niż przewinień ze sto
Gdy mam zawód, słucham rapu zza wód, pale z kumplem, biorę w sumie parę machów i urządzam sobie tournee tu przez miacho
Może kogoś wkurwie, albo poznam brachu, albo może na pół zrobim tę połówkę
...
Byłoby spoko