Na premierę albumu Guziora musieliśmy poczekać nieco dłużej, niż to pierwotnie zakładaliśmy. Wstępnie jako datę premiery podawano 16. maja, później 20., by ostatecznie album ujrzał światło dzienne 15. czerwca. Wydłużony czas oczekiwania jedynie zaostrzył apetyt słuchaczy i gdy już w ich domach pojawiło się danie główne, mogli delektować się naprawdę wykwintnym rarytasem
Materiał jest dopracowany do tego stopnia pod względem technicznym, przepełniony przeróżnymi metaforami i punchline’mi, że tak naprawdę przy pierwszych odsłuchach może nie dotrzeć do przeciętnego słuchacza rapu. Nie chcę, abyście zrozumieli mnie źle, że płyta ta jest przeznaczona jedynie dla Geniusów, po prostu bezpieczniej dla Was byłoby podejść do odsłuchu ze spokojną głową, gdyż najzwyczajniej w świecie możecie się sparzyć i zniechęcić do tej nietuzinkowej postaci jaką bez wątpienia jest Guzior. Nietuzinkowej, bo rzadko się zdarza, aby którykolwiek z raperów z tak zwanej „nowej fali” płynął po bicie tak poprawnie, a przy tym niesamowicie stylowo i przede wszystkim - na całkowitym luzie. Co prawda, może to laurka na wyrost, jednak ja w Mateuszu widzę potencjał, który może zatrząść sceną w przeciągu kilku lat. „ylloM” to płyta, która mocno odbiega od panującego od dłuższego czasu trendu na naszym podwórku rapowym, to znaczy robienia braggowych „bangierów”, które na domówkach same będą porywały nas do zabawy. Guzior obrał inną trasę i zabrał swoich słuchaczy w podróż w miejsca świadomości, której większość z nich z pewnością dotąd nie znała
Kroku starają dotrzymać czterej goście, których młody raper zaprosił na swój album, a są to: Slim Szczegi, Młody Zgred, VNM oraz Quebonafide. Obecność dwóch ostatnich to bez wątpienia wyróżnienie dla tego artysty i podkreślenie, że dysponuje naprawdę sporymi umiejętnościami, skoro ludzie z krajowej czołówki są skłonni położyć swoje szesnastki na jego projekcie. Najbardziej klimatyczną zwrotkę wśród gości na „ylloM” pozostawił niejaki Młody Zgred. Przyznam się szczerze, że przy pierwszym odsłuchu na moim ciele pojawiły się ciarki, za sprawą nietypowego wokalu jakim dysponuje ten artysta. Solidnie ze swojej roli wywiązał się również Slim Szczegi, który trafnością metafor w swoim wykonaniu przebił chyba nawet samego gospodarza. VNM jak to VNM, bez większego problemu udowodnił swojemu młodszemu koledze, że, pomimo najszczerszych chęci, odstaje jeszcze dość mocno od graczy znajdujących się obecnie na rapowym topie. Zawiedziony jestem natomiast postawą Quebonafide, który po raz kolejny udowodnił, że to, co wyczynia na swoich własnych projektach, a to, co, pozostawia na gościnnych występach, oddziela milowa przepaść. Niemniej pozostańmy przy opinii, że Quebo poniżej pewnego pułapu nie schodzi, a do jego pikowania jeszcze daleka droga
Reasumując, za jedyne trzydzieści złotych otrzymaliśmy kawał naprawdę dobrej muzyki, która z pewnością nie raz pomoże nam się wydostać z psychicznego niebytu. Pomimo klimatu, w jakim została utrzymana, zawiera w sobie coś takiego, co sprawia, że nie jesteśmy w stanie przejść obok niej obojętnie, a z każdym kolejnym odsłuchem pragniemy wracać do niej po raz kolejny. Jeżeli taki był Twój zamiar Mateusz, to czapki z głów, bo rozegrałeś to wszystko po mistrzowsku
PS: Powodzenia na Młodych Wilkach ;)