[Verse 1]
No siema, siuśki, ten rok był szybszy niż poprzedni
Na pewno dla czerwonych i na bank dla niebieskich
Nie jaram się piłą, Pete mnie zmusza z gracją
Parweniusza, którego bit rusza stadion
Będzie śmiał się, jak usłyszy, ty jak zwykle nie
Przecież jesteś z pokolenia X Y Z
Jestem z poważnych pojebów, znasz nasz wachlarz zalet
Jak rzygamy to litrami, jak nie - masz przejebane
Nie płaczemy rymami, wolimy pluć i jebać
Konsekwencje - nikt nie ruszy podziemia
Na start: Ras Luta, coś mówiłeś o oprawach
Na koncertach moich ludzi - trzeba było nie mówić - kara
Jebać polskie reggae, imperatora wyspy
I to brudne pokolenie - chodzi mi o umysły
Mówisz o miłości, grając w białych najkach
Które szyły żółte dzieci, jak spałeś po juwenaliach
Są ze skóry świń, którym poderżnięto gardła
Może, kurwa, nawiń o tym, Luta, nie o pannach
Noszę skórę, bo lubię, tak jak język nienawiści
Miłość ma więcej polubień, bo ludzie są oczywiści
Zgadnij kto wrócił, mam się serio nieźle
Dalej nie mam fury, jaram szlugi, walczę o respekt
Moje linie mają siłę, jakiej nie miały przed roczkiem
Jak was nimi nie zabiję, to was skończę
Gural odkrył prawdę - duchy szepczą, pada deszcz
Szkoda, kurwa, że nie widzą, co było 5 lat wstecz
Kiedy seksistowskie hasła nosił każdy gówniarz
Dzisiaj mówisz o malarzach? Skończ mnie wkurwiać!
[Verse2]
Po pierwsze - jebać strzały w niebo w twoich liniach
Masz być, kurwa, ekspertem w jechaniu po ksywach
Na ulicy stoisz tylko, kiedy nie boisz się upaść
I polecam ten punkt widzenia, idąc po trupach
Wlokąc się po nich, czując smród ich jelit
Przecież nie leżeliby tu, kurwa, gdyby nie chcieli, nie?
Po drugie - rób co chcesz, rap lubi pytać
Możesz mówić cokolwiek, o kimkolwiek na bitach
I zasady są takie, że masz beef jak przegniesz
Znaczy u nas - u nich rap to film jak "przekręt"
Samo przez się rozumie, że nie znają gry na wylot
Stado bierze i żuje jak każą, Sieg heil, świnio
Po trzecie - nigdy się nie zmuszaj do plucia
Lepiej mieć cichy rok, niż iść lać i kucać
I nie czujesz, to zostaw i pierdol wszystko
Ty - jeszcze Mateusz napisze, że ci wyszło (i wstyd)
Tede, skończ skrzeczeć, Peja rapować
Jesteście siebie warci, tak jak ćpun i towar
Beka z ustawek premier i wpisów na portalach
Stoję sam, odkąd Venom przestał się starać
Słoń uczy horrorów, jakbym nie znał swoich kumpli
Którzy z rana wyglądają jak jebana Noc Walpurgi
Jakie życie, taki rap, obstawiam, że na co dzień
Szarpiesz się z kurwami, żeby wyciąć im wątrobę
Tak rozumiem konwencje, moja jest jak słychać
I jak już podnoszę rękę, nie skupiam się na nożycach
Leszcze w maskach chcą mnie uczyć składać wałki
Wypierdalać - składam was jak łabędzie z kartki
I nie czuję, że mówicie rapem, Trzeci Wymiar
Może dodać w logo czwarty bo się w nim zatrzymał
Mioush szarpie dzieci, Zeus gra dla nich koncert
Tet i Wena dają przekaz jak artykuł z Wyborczej
Rozjebaliście to w pył, a stało jak Kuwejt
I tak wciąż jest czymś, ale tego nie rozumiem
[Verse 3]
Rap - często wysyła nas w przeszłość
Pih tu wrócił z flaszką, Pezet z depresją
Nie umiemy przestać patrzeć na blask naszych snów
Jest jak małe dziecko, które trzyma nóż
Możesz zrobić mu chuj, ono ciebie stąd zawinąć
Choćbyś przysięgał za dwóch, to je uniewinnią
Nie wierzę raperom - są zbyt zmęczeni naprawdę
Stojąc znów jak młody bóg po trasie tym samym autem
Ledwo żyją, kiedy krzyczą, że wygrali, nie ma przebacz
Pomyśl o tym, jak wysyłasz ręce do nieba
Moja szkoła nie odpuszcza, woła i jestem
Na boisku na trójce, gdzie Jogas śmiga jak Bezczel
Dupy mówią nam "Dorośnij, skończ z tym syfem"
Jesteśmy jak małe gnojki, co to biorą na logikę
Wiemy mało o życiu, dużo o rymach
Wypierdalaj jak chcesz nas uczyć, albo zatrzymać!