Zdechły Osa
OBRAŻANIE

[Intro]
Trzecim okiem nadal patrzę na Ciebie z góry
Leci Stockiem jak w Jeleniej kamienie do dziury
Syzyfowa praca jak w nos wkładacie rury
Futro jak Tadeusz Norek, kanałami was gonią szczury
Jutro będzie stypa i biesiada po niektórych
Zanim zalejecie się jak Wrocław w '97
Rakiety zamiast w kosmos to za mury
Dziewięćsetny raz śmieci, nosy wyczuwam jak kundel bury

Dzieci, nara — od kwiatów się trzymajcie z dala
Zbieram je dla dziewczyn, bo sam nawet nie jaram
Ale jak pies ogrodnika — sam nie biorę, wam też nie pozwalam
Dziecinada, że takim typom jak wy to wykładam

Ale nadam to nawet po hiszpańsku
A wy nadal będziecie to zjadać
Nadal odpal tłumacz, jak ci to nie siada
Suko, nara — cały czas się trzymam z dala

Przez stres przyszłość to realistycznie się rozlała
Jak zegarki, co nigdy w życiu jeszcze mnie nie ruszyły
Panie Janie, mógłbyś włożyć w życie chociaż trochę siły
Realistycznie wam tłumacząc — jebać tych, co tłumaczyli

Ja wyplułem to na trupa, oni myślą, że przeżyli
W kable wjebałem ci właśnie w kurwę haseł
Jak helupiarz co kmini, jak znowu wynaleźć kasę
Wziąłem cię na celownik — na czole masz laser
Ja mam klasę, kolejną ofiarę wpierdoliłem sobie w klaster
Do kolekcji, jak pod język znaczek
Jak na kolację, bo wieczorem to chleję na sen
Krucho czasem, bo kolejny rok już mam za pasem

A pasek ciągle skracam, bo się stresuję czasem
No i rzygam jak kot, bo kotem jestem — nie ma co ukrywać
Może warczę jak pies, ale staram się omijać
Próbuj czytać mnie jak mapę, koniec — co ty, się rozmywam

Acetonem zalewam żołądek jak twój lakier — się rozpływa
Rozmywa się szminka, jak leci ci ślina
Śliwa pod okiem już niestety była
Ale na szczęście oczy to ja trzymam

I trzymam się prosto, a menda mi nos skrzywiła

[Zwrotka 2: Eter]
Jestem Eterem, [?]
Jest mi kasa niepotrzebna
Jest mi kasa, by mieć sukę jak Mikasa

Erenowych zasad gry jak Erel ci pokażę faka
Na nim odwrócony krzyż, to ma was odstraszać
Dzisiaj znowu robię dym, tak jak duch maszyna
Wiesz, że wjeżdżam uratować scenę — kurwo, Deus ex machina
Muszę trochę pozabijać
Dziewko, nawet nie zaczynaj
Bo pokażę ci twój finał
Nie ma sceny po napisach — nie przeczytasz mnie

Chuja da ci analiza
Każda strona życia napisana tuszem, który znika
Ale to się wgrywa, kiedy siada ci psychika
Wiesz to, kiedy moja stylistyka dla Ciebie jest jak unikat

Ale do niektórych trafiają tylko jej sample
Doświadczeń nie da się kupić — nie znajdziesz tego na splajsie
Ich są niewyraźne, w moich mocno pizga transient
Werbalnie, instrumentalnie — zawsze wgram się w twoją czaszkę

To nieważne, czy znasz mnie
Bo maskę mam taką, że nie dam po sobie znać swoich zmartwień — na zawsze
Ale nie jestem w klatce — serce ciągle otwarte
A w ręce trzymam tarczę, a drugą rzucam czary

Suko, też tak umiem, wiesz
Czarodziejki znowu w szoku, jakby rozczarowane
Chociaż nie jestem toksyczny tak jak pierdolona rtęć
Jestem żywy, mam [?] pływałem w tym gównie

Tyle napatrzyłem się na syf, którego byś nie wytrzymał
Ty się nie dziw, skurwysynie, że w końcu zacząłem rzygać
Jest parę składników, które ciągle w papier zwijam
Dla ciebie tortilla — ty to łykaj i proś o duplikat
Witam w moich stykach
Tu nie styka to, co pyka im typowo
Mam na sobie tyle prądu, że, kurwa, mógłbym być diodą
Mam coś w sobie z elektryka, a technika zawodowo

A i tak wpierdalam was, że aż poczułem się niezdrowo

[Outro]
Jo, trzecie oko, trzecie oko
Mam cię w dupie, mam cię w dupie
Mam cię w dupie, mam cię w dupie
Mam cię w dupie, mam cię w dupie
Mam cię w dupie, mam cię w dupie
Mam cię w dupie, mam cię w dupie
Jo, mam cię w dupie, suko