[Zwrotka 1:Mada]
Zimne kafle, spocone ściany
Kruche tafle, stare stawy
Blade światło, długi dystans
Gęste bagno, koniec, przystań
Białe buty, drewna stukot
Zwierzak skuty, wszędzie stupot
Winda skwierczy, podły nastrój
Bóg jest wieczny, my nie bardzo
Ręka myje rękę, twarz sama ocieknie
Trochę piękna, trochę pękłem, trochę nieba
Trochę piekła
[Zwrotka 2: Koza]
Ej, słyszę podejście pierwsze, moje tajne techniki voodoo
Ten okrutny świat jest najprawdopodniej zrobiony z mrugnięć
Chwili zawachań i wad, zbieram je wszystkie i układam w bukiet
Fosforyzują światła lamp miejskich w zielonym deszczu wieżowców
Chcemy tylko spędzić czas, świetnie reszta to kwestia patosu
Słucham tego połamanego jazzu już ósmy raz dalej coś mnie gryzie w nim
Bardzo stary młody człowiek - Friedrich Hölderlin
Wyjęty z koniecznych zdarzeń słyszę pisk
Te witryny patrzą na mnie... Kiedy piję kawę czy im wstyd?
Czy im...
Zbudowałem dom na skarpie ze spojrzeń, oni mają czelność nazywać to hip-hopem
Opuszczają w ton jako kropkę, usiłuję wyłapywać znaki przystankowe
Groteskowy nurt jak Mrożek, nie jak Białoszewski
Kiedy zawiało od północy trochę oni powiedzieli że poczuli zefir
Skurwysyny
[Zwrotka 3: Mada]
Ostra cisza, tępe słowa
Kto to słyszał, gdzie się schował
Miliony drzwi, wybór jeden
Przyjdzie dziś, choć nie istnieje
Kosa na kamień, a koza w pentagramie
Kości skrzydeł zostały rzucone psom na śniadanie
Wyrok ostateczny, wynik dostateczny
Poziom aspołeczny, robot nieskuteczny, wciąż na wstecznym